Łączna liczba wyświetleń

piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 13



Nagle poczułam siłę do walki. Ja chciałam walczyć. Dla mojego męża, dla mojej córki oraz dla samej siebie. Chciałam po raz kolejny pokazać swoją waleczność. Teraz kiedy wreszcie miałam dla kogo żyć moje życie miało się kończyć. Chciałam zrobić wszystko,żeby temu zapobiec.
***
Usłyszałam głos lekarza.
-Panie Klemensie stan pani Luizy się poprawił.
-A jakie są szanse, żeby ona jeszcze trochę pożyła?
-Szanse są zawsze ale wie pan mniejsze lub większe. W tym przypadku sądzę, że organizm pani Luizy jest silny i, że sobie poradzi.
W tym momencie jego głos ucichł. A ja poczułam na swojej dłoni jego dłoń. Po kilka sekundach usłyszałam płacz dziecka przepleciony z spokojnym i opanowanym głosem Klemensa, który chciał ukoić płacz małej Zosi. Podczas przebywania w śpiączce ja czułam dotyk i słyszałam głosy lecz za nic w świecie nie mogłam odpowiedzieć chociaż subtelnym muśnięciem dłoni lub cichym, skrywanym gdzieś w głębi głosie, który krzyczał nie płaczcie nade mną. Ja jestem jakąś tak maleńką częścią świata, której los nic nie zmieni w dziejach ludzkości. Choć z innej perspektywy byłam jak taki puzzel w układance bez, którego układanka nie jest pełna. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Serce rwało się do życia i poznawania świata. Dusza zaś pragnęła zaspokojenia tęsknoty wywołanej stratą rodziców.
***kilka dni później***
Zaczęłam się dusić. Rurka tkwiącą w moim gardle przeszkadzała w samodzielnym oddychaniu. Po chwili na salę wbiegł lekarz w towarzystwie pielęgniarki. Wyciągnęli mi ten kawałek plastiku z buzi. Moje oczy ujrzały Klemensa stojącego z Zosią na rękach. Mój mąż miał łzy w oczach. Podszedł do mnie wraz z naszą córeczką. Pocałował mnie. Kolejne krople łez spływały po jego policzkach. Ja również się rozkleiłam. Zobaczyłam po raz pierwszy swoje dziecko. Był to bardzo wzruszający moment. Wreszcie wzięłam ją na ręce, przytuliłam do piersi i wypowiedziałam te magiczne słowa "Witaj na świecie słoneczko". Ona była taka śliczna. Miała duże niebieskie oczy, ciemne włosy oraz jasną cerę. Była uderzająco podobna do Klemensa. Nie mogłam nacieszyć się Zosią. Odezwał się we mnie matczyny instynkt. Już nie byłam tą samą Luizą. Po pierwsze byłam Luizą Murańką, po drugie byłam matką kilkudniowej Zosi. Czegóż chcieć więcej. Właśnie tu pojawia się problem. Można chcieć więcej. Można pragnąć zdrowia. Bo gdzie rodzina się kocha i jest zdrowi to niczego nie brakuje. Mogą do tego dochodzić dodatki bez, których też żyło by się szczęśliwie. Naszej rodzinie brakowało właśnie tego najważniejszego-zdrowia.
***dwa tygodnie później***
Nadal zostawałam pod opieką lekarzy. Mój stan zdrowia poprawił się. Choć od śmierci nie dało się uciec. Można było po prostu na nią zaczekać. W moim przypadku tak właśnie było.
Ale na szczęście dzisiaj był ten dzień, w którym wreszcie mogłam opuścić mury szpitala. Całą rodziną wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę domu. Naszego domu. Wreszcie czułam się bezpiecznie. W szpitalu czułam się tak nieswojo. Postanowiłam te ostatnie kilka tygodni wykorzystać tak, żeby potem będąc tam u góry tego nie żałować.
***2 miesiące później***
Mój organizm nie wytrzymał. Umarłam. Teraz będąc u góry spotkałam swoich rodziców. Lepiej ich poznałam i jeszcze bardziej pokochałam. Z góry obserwowałam również to jak dorasta moja córka. Klemens wyśmienicie radził sobie z opieką nad Zosią. Nie znalazł on sobie nigdy kobiety, która mogłaby chociaż trochę zastąpić Zosi matkę...




Hellow ^^ żegnam się z wami moje opowiadanie dobiega końca... epilog powinien ukazać się w niedziele ;)
Nad następny opowiadaniem jeszcze się waham ale ostateczną decyzję poznacie w niedzielę oceniajcie i piszcie co o tym sądzicie
Buziole :*









5 komentarzy:

  1. Suuper :* Szkoda ze to juz koniec :'( Ale mam nadzieje,że jednak zdecydujesz sie na następne opowiadanie :) :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Beznadzieja -,- Nie pisz kolejnego -,- Nie umiesz pisać i jesteś beznadziejna -,-

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z osobą powyżej... Opowiadanie się niestety nie klei =/ Rozdziały krótkie, niektóre bezsensowne i takie żałosne... nie chcę cię urazić, ale wydaje mu się że kompletnie nie nadajesz się do pisania rozdziałów... =( Nie powinnaś zaczynać pisać nowego opowiadania...

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutno... Mimo wszystko cieszę się, że Luiza miała szansę spędzenia choć trochę czasu ze swoją rodziną. Dzięki temu nie odeszła niespełniona. Czekam na epilog. Mam nadzieję, że nie dasz się zniechęcić i powstanie nowe opowiadanie. Trzymam kciuki!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej Kochana! ♥
    Bardzo serdecznie zapraszam na kolejną rzeczywistość:
    http://wspolnie-odmienmy-rzeczywistosc.blogspot.com
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń