Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 26 kwietnia 2015

Epilog

Luiza, dziewczyna, której los nigdy nie rozpieszczał. Zawsze miała pod górkę. Wszystko co osiągnęła w swoim jakże krótkim życiu mogła zawdzięczać tylko sobie. Dorastała w domu dziecka. Właściwie to w najważniejszym okresie życia nie było przy niej nikogo bliskiego. Zawsze dążyła do spełnienia marzeń i obietnic. Bardzo chciała aby ojciec był z niej dumny. Jego największym pragnieniem było aby jego jedyna córka była siatkarką. Niestety tutaj pojawiła się kolejna przeszkoda jaką było zdrowie. Nie mogła się z tym pogodzić ponieważ sama kochała ten sport. Gdy dojrzała stała się pewną siebie kobietą, która wie czego chce. Od dnia w którym uzyskała pełnoletności zaczęła sama zarabiać życie. Zaczęło się jako kelnerka. Postanowiła studiować dziennikarstwo. Podczas praktyk w małej gazecie sportowej została doceniona przez PZN. Dostała propozycje pracy jako rzecznik prasowy skoczków z Polski. Była zachwycona tą propozycją. Oczywiście bez wahania ją przyjęła. Jej opiekun pan Ksawery był cudownym człowiekiem. Był on dla Luizy jak ojciec. Gdy poznała Polską kadrę od razu polubiła wszystkich po za Maćkiem. Nie czuła do niego sympatii ponieważ zachowywał się jak rasowy cwaniak. Pewnego dnia po imprezie spędziła upojną noc z Klemensem. Ta noc nic dla niej nie znaczyła (przynajmniej tak się jej wydawało).
Po kilku dniach zaczęła czuć coś do Klemensa. O wszystkim opowiedziała swojemu "bratu" Andiemu. Gdy wyjaśnili sobie wszystko z Klimkiem doszliśmy do wniosku, że skoro oboje coś do siebie czujemy to warto spróbować zbudować związek. W dzień naszej miesięcznicy znów spędziliśmy razem noc jednak tym razem nie była to jednorazowa przygoda. Najprawdopodobniej wtedy doszło do spłodzenia naszej córeczki. Po kilku dniach podczas spaceru gorzej się poczułam, zemdlałam. W szpitalu pani doktor oznajmiła mi, że mam raka oraz, że jestem w ciąży. Wtedy moje uczucia były mieszane. Lecz po głębszych przemyśleniach stwierdziłam, że skoro ja mam umrzeć, to musi zostać po mnie jakiś ślad. Podczas wakacji wzięliśmy ślub. Dzień później dostałam atak duszności. Wylądowałam w szpitalu w stanie krytycznym. Lekarze zdecydowali się na cesarskie cięcie. Ja zaś przez kilka dni byłam w śpiączce farmakologicznej. Gdy się wybudziłam po raz pierwszy wzięłam na ręce Zosię. Przytuliłam ją do piersi oraz pocałowałam w czółko. Po dwóch tygodniach odeszłam do krainy wiecznego szczęścia jaką było niebo. Spotkałam tam moich rodziców. Z góry obserwowałam życie mojego męża i córeczki. Klemens radził sobie wspaniale. A ja cieszyłam się, że moje dziecko będzie miało chociaż jednego z rodziców...


Hellow ^^ w ten o to sposób zakończyłam moje opowiadanie szczerze powiem, że nie jestem z niego zadowolona ale widzę, że niektórym z was się podoba :* dziękuję za 3600 wyświetleń i oznajmiam już oficjalnie, że nie będzie drugiego opowiadania a powód jest taki, że po pierwsze nie mam odpowiedniej ilości czasu oraz dwa komentarze pod poprzednim rozdziałem, które dały mi dużo do myślenia
w każdym razie bardzo dziękuję, że ze mną byłyście i czytaliście moje wypociny
pozdrawiam, przesyłam buziaczki i żegnam się
Oliwia :*



piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 13



Nagle poczułam siłę do walki. Ja chciałam walczyć. Dla mojego męża, dla mojej córki oraz dla samej siebie. Chciałam po raz kolejny pokazać swoją waleczność. Teraz kiedy wreszcie miałam dla kogo żyć moje życie miało się kończyć. Chciałam zrobić wszystko,żeby temu zapobiec.
***
Usłyszałam głos lekarza.
-Panie Klemensie stan pani Luizy się poprawił.
-A jakie są szanse, żeby ona jeszcze trochę pożyła?
-Szanse są zawsze ale wie pan mniejsze lub większe. W tym przypadku sądzę, że organizm pani Luizy jest silny i, że sobie poradzi.
W tym momencie jego głos ucichł. A ja poczułam na swojej dłoni jego dłoń. Po kilka sekundach usłyszałam płacz dziecka przepleciony z spokojnym i opanowanym głosem Klemensa, który chciał ukoić płacz małej Zosi. Podczas przebywania w śpiączce ja czułam dotyk i słyszałam głosy lecz za nic w świecie nie mogłam odpowiedzieć chociaż subtelnym muśnięciem dłoni lub cichym, skrywanym gdzieś w głębi głosie, który krzyczał nie płaczcie nade mną. Ja jestem jakąś tak maleńką częścią świata, której los nic nie zmieni w dziejach ludzkości. Choć z innej perspektywy byłam jak taki puzzel w układance bez, którego układanka nie jest pełna. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Serce rwało się do życia i poznawania świata. Dusza zaś pragnęła zaspokojenia tęsknoty wywołanej stratą rodziców.
***kilka dni później***
Zaczęłam się dusić. Rurka tkwiącą w moim gardle przeszkadzała w samodzielnym oddychaniu. Po chwili na salę wbiegł lekarz w towarzystwie pielęgniarki. Wyciągnęli mi ten kawałek plastiku z buzi. Moje oczy ujrzały Klemensa stojącego z Zosią na rękach. Mój mąż miał łzy w oczach. Podszedł do mnie wraz z naszą córeczką. Pocałował mnie. Kolejne krople łez spływały po jego policzkach. Ja również się rozkleiłam. Zobaczyłam po raz pierwszy swoje dziecko. Był to bardzo wzruszający moment. Wreszcie wzięłam ją na ręce, przytuliłam do piersi i wypowiedziałam te magiczne słowa "Witaj na świecie słoneczko". Ona była taka śliczna. Miała duże niebieskie oczy, ciemne włosy oraz jasną cerę. Była uderzająco podobna do Klemensa. Nie mogłam nacieszyć się Zosią. Odezwał się we mnie matczyny instynkt. Już nie byłam tą samą Luizą. Po pierwsze byłam Luizą Murańką, po drugie byłam matką kilkudniowej Zosi. Czegóż chcieć więcej. Właśnie tu pojawia się problem. Można chcieć więcej. Można pragnąć zdrowia. Bo gdzie rodzina się kocha i jest zdrowi to niczego nie brakuje. Mogą do tego dochodzić dodatki bez, których też żyło by się szczęśliwie. Naszej rodzinie brakowało właśnie tego najważniejszego-zdrowia.
***dwa tygodnie później***
Nadal zostawałam pod opieką lekarzy. Mój stan zdrowia poprawił się. Choć od śmierci nie dało się uciec. Można było po prostu na nią zaczekać. W moim przypadku tak właśnie było.
Ale na szczęście dzisiaj był ten dzień, w którym wreszcie mogłam opuścić mury szpitala. Całą rodziną wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę domu. Naszego domu. Wreszcie czułam się bezpiecznie. W szpitalu czułam się tak nieswojo. Postanowiłam te ostatnie kilka tygodni wykorzystać tak, żeby potem będąc tam u góry tego nie żałować.
***2 miesiące później***
Mój organizm nie wytrzymał. Umarłam. Teraz będąc u góry spotkałam swoich rodziców. Lepiej ich poznałam i jeszcze bardziej pokochałam. Z góry obserwowałam również to jak dorasta moja córka. Klemens wyśmienicie radził sobie z opieką nad Zosią. Nie znalazł on sobie nigdy kobiety, która mogłaby chociaż trochę zastąpić Zosi matkę...




Hellow ^^ żegnam się z wami moje opowiadanie dobiega końca... epilog powinien ukazać się w niedziele ;)
Nad następny opowiadaniem jeszcze się waham ale ostateczną decyzję poznacie w niedzielę oceniajcie i piszcie co o tym sądzicie
Buziole :*









poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Liebster Award 2

Zasady: Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie  obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.  Odpowiedzi na pytania : 
1.Twoja pasja to?
Siatkówka <3
2.Co lubisz robić w wolnych chwilach?
Leżeć na łóżku ze słuchawkami na uszach.
3.Jakie jest twoje podejście do szkoły?
Szkołę traktuję jako miejsce spotkań z fajnymi ludźmi przy okazji ucząc się.
4.Masz zwierzątko? Jeśli tak to jakie?
Tak, mam psa KOfi.
5.Przedmiot w szkole który znienawidziłaś to?
Wszystkie przedmioty po za Matematyką i WF.
6.Twoje ulubione jedzenie?
Tosty z serem.
7.Ulubiona cześć garderoby?
Spodnie. :)
8.Masz jakieś rodzeństwo ?
Tak, mam siostrę Gabi.
9.Ulubiony kolor?
Czarny i Biały.
10.Ulubiona piosenka?
11.Masz idola? Jeśli tak to kto nim jest? 
Staram się wzorować na ludziach, którzy są pozytywnie nastawieni do życia i radzą sobie w najtrudniejszych sytuacjach. Taką osobę jest przede wszystkim Kamil Stoch, którego podziwiam i uwielbiam Jest wspaniałym człowiekiem oraz wspaniałym sportowcem.



Znów nikogo nie nominuję ;)

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 12

***24 sierpnia***
Wstaliśmy dzisiaj bardzo wcześnie. Od rana trwały ostatnie przygotowania do ślubu. Najpierw wizyta u fryzjera potem u makijażystki. Musiałam tego dnia wyglądać jak księżniczka. Nie było to łatwe ponieważ objawy choroby dawały o sobie znać. Ale to miał być mój dzień, to na mnie miały być zwrócone wszystkie oczy. Postanowiłam, że tego dnia nie będę myśleć o chorobie choć było to bardzo trudne. Miałam duże problemy z oddychaniem co uniemożliwiało mi to. Gdy włożyłam suknię wyglądałam nieziemsko. Co prawda brzuszek był bardzo widoczny ale mnie to nie przeszkadzało. Z niecierpliwością czekałam na przyjście Zosi na świat. Pragnęłam tej chwili kiedy wezmę ją na ręce i powiem "Witaj słoneczko". Miałam nadzieję, że w najbliższym czasie nie będę musiała powiedzieć również "żegnaj". Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Klemensa. Gdy wszedł do sypialni i mnie zobaczył zaniemówił. Po chwili ciszy wydusił z siebie:
-Wow! Kochanie wyglądasz cudownie.
-Dziękuję, ale wiesz, że nie powinieneś mnie widzieć przez ślubem bo to przynosi pecha.
-No wiem ale ja nie wierzę w zabobony.- podszedł do mnie i złożył na moich ustach delikatny lecz wystarczająco namiętny pocałunek.
-Za 10 minut wychodzimy.-dodał.
-Dobrze kochanie.
***10 minut później***
Przed naszym domem czekała biała limuzyna przyozdobiona balonami i serpentynami z rejestracją 'Para Młoda'. Po dziesięciu minutach byliśmy pod kościołem. Do kościoła wprowadził mnie zamiast ojca lub brata Andi, którego traktowałam jak brata. Byłam bardzo szczęśliwa. Znów czułam motylki w brzuchu jak wtedy gdy pierwszy raz pocałowałam Klemensa. To było wspaniałe uczucie. Czułam się jak księżniczka z bajki. Po kilku obrzędach wstępnych nadszedł wreszcie wyczekiwany przez nas moment.
-Czy ty Luizo Zielińska bierzesz za męża tego oto Klemensa Murańkę, i ślubujesz mu miłość, wierności i uczciwość małżeńską oraz, że go nie opuścisz aż do śmierci?
-Ślubuję.
-Czy ty Klemensie Murańka bierzesz za żonę tę o to Luizę Zielińską, i ślubujesz jej miłość, wierności i uczciwość małżeńską oraz, że jej nie opuścisz aż do śmierci?
-Ślubuje.
-A teraz pan młody może pocałować pannę młodą.
W ten oto sposób nasze usta kolejny raz połączyły się w pocałunku.
Po wyjściu z kościoła standardowo składanie życzeń i dawanie prezentów.
***pół godziny później***
Właśnie dotarliśmy do restauracji, w której odbywało się przyjęcie weselne. Nadszedł czas na pierwszy taniec. Tańczyliśmy walca angielskiego. Po kilku chwilach wokół nas tańczyło już więcej par. Na szczęście moje płuca dzisiaj dawały radę. Kilka godzin później przyszła chwila na zabawy. Welon złapała Konstancja, krawat zaś Andi. Łączyła się z tym tradycja. Musieli razem zatańczyć. Słodko razem wyglądali. Może nawet coś między nimi zaiskrzyło. A jak wiadomo szczęście Andiego jest moim szczęściem.
***kilka godzin później***
Wesele zakończyło się koło 5:30. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Poprostu ich nie czułam. Byłam tak zmęczona, że od razu po powrocie do domu padłam. Spałam mniej więcej do 16:00. Obudziłam się ze strasznymi dusznościami. Czułam się fatalnie. Klemens błyskawicznie zadzwonił po pogotowie. W karetce straciłam przytomność. Doszło do reanimacji. W szpitalu mój stan ocenili jako krytyczny. Czułam, że ktoś ciągle obok mnie czuwa. Był to Klemens, który chciał być ze mną do końca. Wiedziała, że mój czas na ziemi dobiegał końca. Jeszcze tego samego dnia lekarze zdecydowali się na cesarskie cięcie. W ten sposób na świat przyszła Zosia. Niestety nie mogłam wziąć jej na ręce przytulić i powiedzieć "witaj słoneczko". Nie mogłam jej nakarmić ani nawet poprostu pocałować w czółko. Wiedziałam, że Klemens da sobie radę z Zosią. W pewnym momencie poczułam bezsilność. Słyszałam tylko w oddali dźwięk dziecięcego płaczu oraz głos lekarza "niech pani walcz, pani Luizo". W tym momencie wszystko ucichło. Zobaczyłam przed sobą złotą bramę za, którą stali moi rodzice. Pośpiesznie pobiegłam w ich stronę gdy nagle spadłam w dół...




Hellow ^^ witam was w smutnym nastroju przyznam się bez bicia, że sama płakałam pisząc ten rozdział ja osobiście oceniam go na plus (jako jedyny ze wszystkich rozdziałów ten mi się podoba) muszę powiedzieć, że będzie kolejna historia po zakończeniu tej
przy okazji dziękuję za 3100 wyświetleń ;)
chciałam podziękować Sandrze dzieki, której nie byłoby drugiej historii
ostatni rozdział powinien pojawić się w tym tygodniu
Obok macie ankietę mam nadzieję, że pomożecie ;)
pozdrawiam :)


CZYTASZ-KOMENTUJESZ-MOTYWUJESZ













































Liebster Award 1

Liebster Award
Zasady:
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie  obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.




Odpowiedzi na pytania:
1) Jak długo masz tego bloga?
Około półtora miesiąca.
2) Ulubiona pora roku?
Zima i lato.
3) Ulubiony napój?
Coca-Cola.
4) Co skłoniło cię do pisania opowiadania?
Czytałam wiele opowiadań i postanowiłam spróbować swoich sił i jak widzicie chyba mi się spodobało. ;)
5) Kraj, w którym zawsze chciałaś mieszkać?
Niemcy.
6) Ulubiona książka?
Nie czytam książek.
7) Ulubiony przedmiot w szkole?
WF.
8) Ulubiony sport?
Skoki narciarskie, siatkówka i piłka nożna. <3
9) Za co lubisz sport wymieniony powyżej?
-skoki ponieważ odkąd zaczęłam je oglądać zakochałam się w nich i gdy ich nie ma odczuwam ból i smutek
-siatkówka ponieważ walka trwa do ostatniego punktu i każdy kto gra w siatkówkę wie, że gdy nie włoży całego serca w mecz nie gra na 100%
-piłka nożna ponieważ jest to magiczny sport, który mimo tego, że jest bardzo wymagający pokazuje nam, że jeden błąd może zmienić wynik meczu o 180°
10) Sportowiec, którego nienawidzisz?
Peter Prevc, Cristiano Ronaldo i Felipe Fonteles.
11) Sportowiec, którego uwielbiasz?
Kamil Stoch, Klemens Murańka, Lionel Messi, Neymar, Nikołaj Penchev, Jochen Shops, Krzysztof Ignaczak, Michał Winiarski, Andrzej Wrona, Fabian Drzyzga, Piotr Nowakowski, Paul Lotman i wielu, wielu innych...






Ja nie nominuję blogów :)

Wyczekujcie bo jeszcze dzisiaj na 100% będzie przedostatni już rozdział :)







wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział 11

Inspiracja: https://m.youtube.com/watch?v=U-PXEe-qeK4


❤❤❤
Rano od razu po śniadaniu zabraliśmy z naszych pokojów walizki i poszliśmy na dół. Oczywiście Klemens musiał wziąć moją walizkę bo przecież ja nie mogę dźwigać. Troszeczkę przerażała mnie jego nadopiekuńczość, lecz z innej perspektywy to było słodkie. Przynajmniej wiedziałam, że gdyby mnie na tym świecie zabrakło to on by sobie wyśmienicie poradził z naszym dzieckiem. Droga busem na lotnisko była krótka, jakieś 15 minut. W samolocie wzięłam na kolana laptopa i zajęłam się montowaniem wywiadów.
***kilka godzin później***
Po dotarciu do ośrodka szkoleniowego rozpakowaliśmy nasze rzeczy ja byłam bardzo zmęczona. Ale tak teraz ze mną będzie, niestety. Musiałam się położyć. Standardowo puściłam na MP3 muzykę i w stu procentach oddałam się jej. Po jakiejś godzinie przyszedł Klemens, który wyrwał mnie z muzycznego transu:
-Musimy iść na kolacje skarbie.
-Tak wiem już idę.
Po 10 minutach siedziałam jedząc jajecznicę. Choć tak właściwie ja dziubdziałam tą jajecznicę a nie ją jadłam. Kompletnie nie miałam apetytu. Bardziej brało mnie na wymioty. Czułam się fatalnie a był to dopiero 8 tydzień ciąży. Jak pomyślałam, że czeka mnie jeszcze około 28 takich tygodni to myślałam, że nie podołam. Po "zjedzeniu" kolacji wróciłam do pokoju a Klemens poszedł jeszcze coś załatwić.
***6 miesięcy później***
Jakoś przeżyłam tą mękę. Byłam już pod koniec 8 miesiąca. Więc dużymi krokami zbliżał się czas porodu. W ciągu ostatnich kilku miesięcy mój stan trochę się pogorszył. Konieczna była operacja i wycięcie guza. Lecz po kilku tygodniach od operacji okazało się, że pojawiły się przeżuty na płuca. Na początku miałam małe problemy z oddychaniem a potem z każdym dniem, tygodniem i miesiącem czułam się coraz gorzej. Lekarz zalecił mi, żebym się nie przemęczała i starała nie denerwować moim stanem zdrowia. Klemens cały czas był przy mnie i mnie wspierał. Oboje wiedzieliśmy, że moje życie powoli dobiega końca, dlatego też zdecydowaliśmy się na ślub. W końcu dwójka kochających się ludzi w dodatku oczekujących przyjścia na świat dziecka prędzej czy później powie sobie sakramentalne "tak". W naszym przypadku będzie to za dwa dni czyli 24 sierpnia. Przygotowania do ślubu minęły błyskawicznie zaprosiliśmy gości zarówno z naszych rodzin jak i grono przyjaciół. Na świadków poprosiliśmy kuzynkę Klimka, Konstancję oraz Andiego ponieważ był dla mnie jak brat. Od czasu operacji w moim życiu zaszło wiele zmian. Nie byłam już zwykłą dziewczyną, która ma głowę pełną marzeń i plany na przyszłość tylko poważnie chorą a na dodatek ciężarną kobietą. W mojej sytuacji życiowej czułam się fatalnie. Byłam kompletnie bezbronna a na dodatek choroba postępowała w coraz szybszym tempie. Wiedziałam, że tak musi być ale cieszyłam się, że zostanie jakiś ślad po naszej miłości. Wiedzieliśmy już, że spodziewamy się córki. Pozostawiłam pełne pole do popisu Klemensowi co do wyboru imienia dla naszej córki. Podjął od decyzje, że nazwiemy ją Zosia. Pozytywnie zaskoczył mnie takim wyborem ponieważ tak właśnie miała na imię moja mama. Zamieszkaliśmy razem w Zakopanem w jednorodzinnym domu, który należał do Klimka. Urządziliśmy już pokoik dla naszej córeczki. Miałam wyrzuty sumienia, że zostanie ona bez matki ale zawsze lepiej mieć jednego z rodziców niż wcale ich nie mieć. Wiedziałam, że zostanie ona w dobrych rękach. Klemens już ją kochał chociaż jeszcze nie było jej na świecie. Byłam już zmęczona ostatnimi przygotowaniami do ślubu więc położyłam się do łóżka, wtuliłam w mojego przyszłego męża i zasnęłam...








Hellow ^^ dawno mnie nie było ale jestem :) jak same widzicie nie będzie happy-endu
przed ostatni rozdział powinien pojawić się w następnym tygodniu lub pod koniec bieżącego ;)
buziaczki











czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 10


Inspiracja: https://m.youtube.com/watch?v=-2U0Ivkn2Ds ❤❤❤❤❤


Obudziłam się dość wcześnie ale postanowiłam, że już nie będę spać. Ogarnęłam się i poszłam na śniadanie. Na moje szczęście spotkałam tam samotnie siedzącego Andreasa. Przysiadłam się do niego i podjęłam rozmowę. Tym razem to on potrzebował pomocy. Okazało się, że jego dziewczyna Anna go rzuciła. Nie rozumiałam jej decyzji przecież Andi to taki troskliwy i odpowiedzialny chłopak. Rozmawialiśmy jeszcze przez dobrą godzinę. Gdy wróciłam do pokoju to Kamil już nie spał. Zaczął wypytywać o to jak się czuję i czy wszystko w porządku. Denerwowało mnie takie coś ale starałam się tego nie okazywać. Z anielskim spokojem powiedziałam mu co i jak. Lecz nie usłyszał całej prawdy ponieważ nie chciałam, żeby się denerwował. Po krótkiej rozmowie Kamil wraz z resztą kadry poszli na śniadanie. Ja położyłam się na chwilę bo słabo się czułam ale starałam się tego nie okazywać. Po powrocie za śniadania oczywiście spakowanie kombinezonów, nart i reszty sprzętu czeka nas zbiórka w holu. Oczywiście byliśmy jak zwykle pierwsi. Gdy już wszyscy się zebraliśmy podążyliśmy w stronę naszego busa. Siedziałam w nim wtulona w Klemensa. Było mi tak cudownie. Nagle w mojej głowie pojawiło się setki myśli. Co jak umrę? Co jeśli nie skończę stażu? i wiele innych.
***2 godziny później***
Po pierwszej serii prowadził Kamil, drugi był Severin Freund a trzeci zaś Michael Haybock. Konkurs zakończył się z takim samym podium. Czekał mnie wywiad z tymi trzema gentelmanami i z wybranym Norwegiem, którym okazał się Johan Andre Forfang. Po wykonaniu mojej pracy wszyscy wróciliśmy do hotelu. Czułam się coraz gorzej. Miałam takie mroczki przez oczami. Czułam mdłości oraz częste bóle głowy i lewej piersi. Podobno to normalne objawy ale mnie to zaczynało przerastać. Podczas kolacji zemdlałam...
***kilka godzin później***
Obudziłam się w szpitalu i znów ten sam widok. Klemens trzymający moją delikatną dłoń a ja podpięta tymi wszystkimi kablami. Za chwilę przyszedł lekarz.
-Witam pani Luizo nazywam się dr. Marc Smith.
-Dzień dobry. Panie doktorze co się ze mną dzieję?
-Po za guzem w piersi, jest pani w ciąży!
-Że co?! Ja w ciąży?!
-Tak tego jest pani w ciąży jestem pewien na 100%. A co do guza to godzinę temu dostałem wyniki z Zakopanego i okazuje się, że jest on złośliwy.
-Pan żartuje!-powiedziałam ze łzami w oczach.
-Proszę być dobrej myśli.
-A co z dzieckiem no bo w takiej sytuacji...
-Niech się pani nie martwi wszystko będzie dobrze.
Gdy tylko ten lekarz wyszedł z sali wybuchłam płaczem. Klemens starał się mnie pocieszyć ale to nie skutkowało. Cieszył mnie jedynie fakt, że urodzę Klemensowi dziecko. Za chwile do mojej sali wbiła reszta kadry oraz Andi. Powiedziałam im jedynie o ciąży. Każdy z nich cieszył się na swój sposób, że zostaną wujkami. Ja zaś byłam totalnie przybita. Całe moje życie
idzie na dno.
***Następnego dnia***
Chłopcy wrócili do mnie od razu po konkursie. Kamil znowu zwyciężył byłam szczęśliwa z tego powodu lecz to pozwoliło mi na chwilę zapomnieć o moich problemach. Na dodatek Klemens był 7-my. Lecz po chwili musiał przyjść lekarz wyprosił z sali wszystkich po za Klemensem.
-Jutro wraca pani do Zakopanego prosze udać się do pani Serafini na chemię.
-Dobrze.-powiedziałam mu z wyraźnym kaprysem na twarzy.
Ze szpitala wypuścili mnie jeszcze tego samego dnia wieczorem. W hotelu spakowałam się i poszłam spać....




Hellow ^^ po pierwsze przepraszam, że rozdział jest dopiero teraz ale wczoraj miałam małe problemy ze zdrowiem więc jest kilkugodzinne opóźnienie :( mam nadzieję, że się podoba :D kolejna sprawa będzie jeszcze jakieś trzy rozdziały. Tak jak już mówiłam nie mam w planach zaczynać kolejnej historii :( ale to jeszcze nie pewne ;)
pozdrawiam
BUZIACZKI :* :* :*




CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ